dzień 1. 85 km
Nastawiałem się na chłodny dzień, w szczególności poranki. Tego dnia było wyjątkowo zimno. Budzik postawił mnie na nogi o 5:30. Na termometrze 4 stopnie. Oczywiście na plusie. Plusem było też to, że w ciągu dnia robiło się znacznie cieplej.
W Zakopanem byłem ok. 8:30. Chwilę zajęło mi znalezienie miejsca parkingowego a później już tylko wypakowanie zabawek. Start chwilę po 9:00.
Chciałem dotrzeć do słowackiej miejscowości Liptowski Mikulasz, położonej nad dużym jeziorem. Jechało się całkiem dobrze, do czasu aż zaczęły się na prawdę mega spore podjazdy. Dały mi się one we znaki, bo jednak ostatnimi czasy mało trenowałem. Po drodze świetne widoki, na Giewont, później na Tatry słowackie. Okropnie długie podjazdy potrafiły na prawdę zmęczyć. Najdłuższy robiłem przez godzinę, rozkładając go na raty bo nie miałem dość sił. Za to zjazdy niesamowite. 50-60 km/h i tak kilka minut.
Wiedziałem, że robi się ciemno już przed 19:00 dlatego chciałem do 18 znaleźć nocleg, by nie jeździć po ciemku. Tak też się stało. Po dotarciu do miasta chwilę pokrążyłem po okolicy w celu znalezienia jakiejś '' ubytovni''. Sklep, kolacja, zimne piwko na regenerację i do spania :)
dzień 2. 75 km
Przy sprzyjającej pogodzie wyruszyłbym dużo wcześniej, pewnie ok 7-8. Ale o tej godzinie zanim wyjdzie słońce jest bardzo chłodno. Zebrałem się więc o 9 i w drogę. Tuż po wyjechaniu z miasta robiłem mały przepak, przy okazji chwilę odpoczywając. Minęła mnie grupka kilku rowerzystów jadących z sakwami w tę stronę co ja. Zaraz później wystartowałem, widząc ich odjeżdżających w oddali. Po ok 10 minutach dogoniłem ich, by może na chwilę się podłączyć. Zagadałem do ostatniego, rzucając po Słowacku ''Ahoj!''. Jak się okazało była to grupa z Polski, też jadąca podobną trasę co ja. Dogoniliśmy resztę z rozciągniętej grupki i przez chwilę omawialiśmy dalszą drogę, Stanęliśmy w miejscu, od którego ja akurat wybrałbym inną trasę, kawałek dłuższą ale mniej górzystą. Tak przynajmniej odczytałem z mapy. Goście jednak chcieli jechać ustaloną już wcześniej drogą. Dołączyłem więc do nich i przez resztę dnia jechaliśmy razem. Jazda w grupie była dużo prostsza i zawsze to raźniej paczką. Trzymaliśmy średnie tempo, jednak rozjeżdżaliśmy się na kilkaset metrów na podjazdach. Ten kto miał więcej siły leciał szybciej, później czekał na resztę stawki. Niestety pod koniec dnia zacząłem czuć już zmęczenie w nogach, na dodatek dokuczał mi ból kolana. Przed Tatrzańską Łomnicą we czwórkę pojechaliśmy w zły zjazd, jak się okazało droga prowadziła do autostrady. Dwójka jadąca za nami pojechała dobrze. Na dodatek stracili nas z oczu i jechali dalej myśląc, że nas gonią. W sumie przez to, że musieliśmy się cofać straciliśmy 16km... Niestety z powrotem mieliśmy pod górę, więc wyszło około godzina w plecy. No to wracamy. Ja już wiedziałem, że w ten dzień nie dotrę do Zakopanego. Chwilę wcześniej jeszcze się łudziłem. Pomyłka kosztowała mnie sporo sił i czasu. Postanowiłem dojechać jeszcze kawałek do Tatrzańskiej Łomnicy i tam szukać noclegu. Mógłbym jechać dalej ale następna miejscowość była oddalona o kilkanaście kilometrów i nie chciałem by zmrok dopadł mnie w lesie. I tak do Zakopca nie dotrę, więc zostawiłem na trzeci dzień 50 km. Grupa z którą jechałem odbiła jadąc inną drogą, w kierunku Nowego Targu.
dzień 3. 55 km
Obudziłem się o 8, spakowałem i zjadłem śniadanie w hotelowej restauracji. Ból tyłka od siodełka to jedno, ale dalej odczuwałem kolano. 3ci dzień to samo czyli podjazdy i zjazdy. Na szczęście w nocy przestało padać. Do południa asfalt zdążył wyschnąć. Był to najcieplejszy dzień, ok 14 stopni. W słońcu miejscami można było odczuć resztki lata. Tego dnia miałem najkrótszą trasę do pokonania, więc jechałem spokojnie. O 13 byłem już w Zakopanem. Auto stało na miejscu. Pozostało się tylko przebrać i wracać do domu.
Trip mogę uznać za udany. Nie byłem może wystarczająco przygotowany fizycznie i kondycyjnie, gdyż kilka dni później musiałem zmagać się z konkretnymi zakwasami w nogach. W lecie gdy dzień jest dłuższy i ranki cieplejsze spokojnie można wyruszyć dużo wcześniej i jechać o te 2-3 godziny dłużej. W takich warunkach pewnie przejechałbym tę trasę w 2 dni. Wiem, że są osoby jadące kółko dookoła Tatr w jeden dzień, za to na prawdę szacunek. Taki wynik na pewno nie jest w moim zasięgu. Ale też nie jechałem na czas, zatrzymywałem się nie tylko by odpocząć, ale też w różnych ciekawych miejscach, by coś zobaczyć i pozwiedzać. Pozdrawiam chłopaków z którymi jechałem i wszystkich których mijałem na trasie :) Na Słowacji rowerzystów było zdecydowanie więcej. Może dlatego, że był to piątek / sobota. W kolejnym roku chciałbym wyruszyć raz jeszcze, z tym że w końcu może ktoś do mnie dołączy. Polecam trasę każdemu, kto kocha rower i góry - to doskonałe połączenie!
3 dni
215 km
0 awarii
Film z wypadu i kilka fotek: