niedziela, 21 sierpnia 2016

Tychy - Szyndzielnia ( Bielsko ) trip rowerem

          Jakiś czas temu, mieszkając jeszcze w Tychach wybrałem się do Bielska, dokładnie na górę Szyndzielnia. Był pogodny, dość upalny dzień. Wyjeżdżając rano wróciłem dopiero wieczorem, zmęczony, opalony, ale zadowolony z przejechanej trasy. Poszło jakieś 110 km. Celem była jazda większości asfaltem, ale z uwagi, że do Bielska prowadzi z Tychów droga ekspresowa S1, musiałem szukać objazdów. Wyszło na to, że asfalt to ok 60 procent trasy, reszta to pola, lasy. Ale jechało się dobrze.

Po dojechaniu do Bielska miałem jeszcze przed sobą jazdę w stronę Szyndzielni. Asfalt, ścieżki rowerowe, ale cały czas pod górkę. Trochę osłabłem, więc musiałem zrobić chwilę przerwy na jakiś posiłek. Po 20 minutach jechałem dalej, aż dotarłem pod kolejke linową. Czemu kolejką? Bardzo chętnie wyjechałbym sobie ścieżką, ale wiedząc o nawierzchni i o długim podjeździe zniechęciłem się. Nie wiem czy miałbym siłę na jazdę powrotną do Tychów. Czyli lecimy trochę na łatwiznę i wsiadam w kolejkę. Po kilkunastu minutach byłem na górze. Chwila odpoczynku, wyjście na wieżę widokową i jazda w dół. Dosłownie jazda, bo nie sądziłem, że droga będzie aż tak wyboista. Telefon który miałem przyczepiony do kierownicy spadł mi już po kilkunastu metrach, rozkładając się na 3 części. Uff działa. Mój rower górski nie jest na tyle górski, by jeździć po kamieniach. Głównie to opony nie lubią być szarpane po wybojach, a także nie działający już tak dobrze amortyzator. Miejscami była znośna nawierzchnia , tak więc można było puścić się w dół.






Krótki filmik z wypadu:






1 komentarz: