piątek, 26 czerwca 2015

Zjazd rowerowy z Krowiarek do Zawoi

          Będąc ostatnio w Zawoi nagrałem zjazd od przełęczy Krowiarki ( 1009 m. n. p. p.) pod Babią Górą. O tyle ciekawy, że jest sporo ostrych zakrętów, można się składać, jednocześnie uważając by się zupełnie nie poskładać. Prędkości rozwijane to ok 50-60 km/h. Jak na rower górski z sakwami to dość sporo :)




Dziś  wykonałem trochę konserwacji napędu czyli łańcucha itd... W ruch poszło WD-40, szmatka, szczota. Jednak zbyt dawno tam nie zaglądałem, i to co zobaczyłem to już się nie odzobaczy... Solidny i czarny kawał historii wożony między zębatkami nie jest pożądany w rowerze. Na szczęście udało mi się z tym uporać. Na koniec olej na łańcuch i można jeździć!



Do tego wyregulowane hamulce powinny już lepiej pracować. Rowerek wystawiony jest wciąż na aukcji, ale jakoś nikt nie żywi nim zainteresowania. Może dlatego, że nie umyłem go do sesji... No tak, moje niedbalstwo ;) A może po prostu nie do końca chcę się z nim rozstawać Właściwie jest na prawdę w porządku. Muszę wymienić w nim tylko amortyzator.


niedziela, 21 czerwca 2015

Sałatka cezar

          Coś dla fanów sałatek i jednocześnie kurczaczka. Sałatka cezar / cesar. Jakie składniki - każdy widzi. Jaki smak? Polecam zrobić i się przekonać :)

coś zielonego + ser feta + pokrojony filet z kurczaka

na to sos czosnkowy

Na zagrychę chlebek tostowy zapieczony w tosterze i doprawiony




poniedziałek, 15 czerwca 2015

Rowerowy trip na Słowację - Film

Zmontowałem ostatnio taki filmik z przejazdu. Jest kilka fajnych widoków plus mapki. Polecam oglądać w HD na fullscreenie :)





Post z wyprawy:


środa, 10 czerwca 2015

3 dniowy trip na Słowację - rowerowo

          W długi weekend pogoda była wymarzona. Dla tych co lubią się opalać czy popływać ale też dla tych co chcą spędzić wolny czas jak najbardziej aktywnie. Oczywiście 30 i więcej stopni to aż nadto do jazdy na rowerze, ale raczej nie lubię narzekać na zbyt ciepłą pogodę - lepsze to niż za zimno! Tak jak wcześniej zaplanowałem wybrałem się pierwszy raz rowerkiem na Słowację. Jechałem sam, ale w żadnym wypadku nie czułem się samotnie - ja, rower i piękne widoki czasem jest to najlepsze połączenie. Wrzucam sporo fotek, bo też sporo ładnych rzeczy po drodze.

Zajęło mi to 3 dni, łącznie ponad 200 km jazdy. Jechałem z sakwami, nastawiając się na zwiedzanie, nie forsowałem tempa.



Dzień 1 - 65km




W pierwszy wyruszyłem z domu po południu, ok godziny 15:00. Upał, lekki wiatr. Kierowałem się do Suchej Beskidzkiej. Czas samej jazdy to ok 3h, ale do tego robiłem 2 mniejsze i jeden dłuższy przystanek w Wadowicach. Tam odpoczywałem zajadając włoskie lody. Zdecydowanie lepsze w taki upał niż papieskie kremówki ;) Poniżej fotka z rynku.





Tu z kolei zdjęcie zrobione gdzieś w okolicy Mucharza, za Wadowicami:



Dzień 2 - 70 km



W drugi dzień już zaczęła się jazda typowo górska. Podjazdy, zjazdy, piękne widoki. Moim celem było miasteczko położone niedaleko od granicy, Namestovo lub bardziej po polsku Namiestów. Jedyne czego nie przewidziałem to to, że w czwartek było święto Bożego Ciała. Co za tym idzie procesje, masę ludzi na drogach... Tak też było, w kilku wioskach musiałem omijać tłumy ludzi. Na szczęście policja czy straż, która kierowała kierowców drogami objazdowymi przepuszczała mnie i mój rower. No cóż, hasło - '' przeprowadzę jakoś bokiem'' poskutkowało :)






 Jeleśnia:

Wjazd do Korbielowa


W budce na granicy zjadłem kilka serków


 No i granica, oczywiście po Schengen jest całkowicie przejezdna, nie ma kontroli, a z dawnych lat pozostały jedynie budy

Okolice Orawskiej Półgóry:


Zubrohlava



NAMESTOVO
Nocleg w hoteliku. Trochę najeździłem się, żeby znaleźć coś taniego. Ojro majo, to ceny nie małe...
Wchodząc na teren jednego z domów z szyldem ubytovanie (noclegi), myślałem, że będzie coś taniej niż w pensjonatach itp. Otworzyła mi jednak pewna pani, która jakoś momentalnie mi się źle skojarzyła. No właśnie, po pierwsze to nie otworzyła od razu. Przez jakieś pół minuty patrzyła przez szybę w drzwiach, mówiąc mi coś - nie wiem, bo nie znam dobrze słowackiego. Do tego słabo ją słyszałem, a ona mnie. Po otwarciu zobaczyłem dokładniej rozczochraną kobietę, z dziwnym wzrokiem, zapraszającą w końcu do środka. Nie wiem czemu ale wydawała mi się jakby urwana była z filmu Kubricka. Po słowach bym wszedł, odpowiedziałem, że tylko pójdę po rower. Znikłem. Może to i lepiej, jakoś nie mógłbym zasypiać w miejscu, gdzie za ścianą czai się psychopata z nożem. Oczywiście pewnie przesadzam, ale taka wizja przeleciała mi przed oczami :D
Nocowałem w hotelu przy rynku. Trochę zbiłem z ceny, bo warunki były bez szału. Ale wystarczyło mi tylko to by móc się wykąpać i podładować telefon.


Po ciężkim dniu jazdy złote a i nawet cytrynowe bażanty:

Rynek, widok na Vysielač Stebnícka Magura (896 m n. p. m.)


Dzień 3 - 70 km
powrót do Suchej











Powrót zaplanowałem inną drogą. Odległość podobna, trochę inne ukształtowanie terenu. Jadąc przez Krowiarki - przełęcz w Zawoi pod Babią widać było ogrom turystów wybierających się na jej szczyt. Wszystkie parkingi zapchane, do tego kilometrowy sznur samochodów na poboczu. Pewnie, długi weekend, pogoda, ale czemu wszyscy na raz!!?? Oczywiście żartuję :)  W takie dni to nieuniknione. A fajnie, że ludzie chcą robić coś innego niż tylko stacjonarny wypoczynek. Babia zawsze spoko!

Sama jazda szła ok. Jednak dawał się we znaki upał, jak zresztą w każdy dzień przejazdu. Do tego z rana już zaczęły boleć mnie nogi. Później je rozruszałem, ale na podjazdach, szczególnie już w Polsce za Zawoją myślałem, że mi odpadną. Dziwne, ale szczególnie lewa nie dawała sobie rady heh... To tylko motywuje do częstszych wyjazdów.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------





Babia Góra od strony południowej:

 chwilowy postój gdzieś w Lipnicy, tuż przed Krowiarkami



No i przede wszystkim muszę jeszcze raz pochwalić butki. SPDki spisują się świetnie. Komfort jazdy i ergonomia na dobrym poziomie. No i jazda z sakwami to też zupełnie co innego niż jazda swobodna. Tam gdzie rozwijamy wysokie prędkości i ma już znaczenie opór powietrza, torby sporo wyhamowują. Do tego moje zaczepione na prowizorycznym bagażniku. Bagażnik nie przystosowany pod sakwy, ale dodałem pewien element by torby dobrze wisiały. Dzięki temu nie wpadną w szprychy. Ale oczywiście przy zjeżdżaniu z krawężnika, czy większych dziurach, kamieniach, zawsze jest jakaś obawa, że się obsuną czy po prostu spadną. 

Dziwi mnie w sumie fakt, że piłem stosunkowo mało wody. Przy ponad 70 km pierwszego dnia podczas jazdy wypiłem zaledwie jakieś 1,5 litra napojów. Wydaje mi się, że to za mało, jak na taki wysiłek, w tak upalny dzień. Ale piłem według potrzeby organizmu. 

Pozdrawiam wszystkich, których spotkałem na trasie, a było trochę cyklistów :)









wtorek, 2 czerwca 2015

Sosina, Bukowno, Strzałka N

          W długi weekend planuję skoczyć gdzieś dalej na rowerku. Już jutro jadę do Suchej Beskidzkiej, skąd będę miał punkt wypadowy. Jak dobrze pójdzie zrobię trip dwudniowy, gdzieś na Słowację, albo w stronę hmm... Mam jakieś plany, ale o tym dopiero jeśli wyjdzie :)

Póki co troszkę trenowania. Wczoraj 65 km, dawno już tyle nie jeździłem, bo przeważnie robię krótsze dystanse w tym roku. Ale jutro zapowiada się dokładnie tyle samo do Suchej.
Pojeździłem w okolicach Jaworzna, Bukowna, posiedziałem też chwilę nad Sosiną - bardzo fajne jeziorko, miejsce wypoczynkowe. A jak to nad takimi komercyjnymi jeziorkami - rowerki, łódki, grille stacjonarne - to mi się podoba chyba najbardziej :) Pewnie jeszcze tego lata odwiedzę to miejsce.



Do tego udało mi się troszkę zboczyć z drogi. Chciałem dotrzeć w pewnie miejsce i wyszło na to, że przedzierałem się przez dość niedostępne tereny - piaski, lasy, kręte ścieżki. Chyba najgorsze co może być, to prowadzenie roweru, brodząc niemal po kostki w piasku a rowerem po rawki... coś jak po plaży. Ale to miejsce przypominało mi bardziej pustynie





Gdzie chciałem dotrzeć? Zaintrygowało mnie coś podczas przeszukiwania terenu na google mapach. Mianowicie co robi pośrodku pól litera N wskazująca najprawdopodobniej kierunek geograficzny. Później troszkę poszperałem i jak sie okazuje właśnie to wskazuje. Jest dziełem jakiegoś leśniczego Jacka Chmury, nazywane Stzałką Północy - właśnie ten kierunek wskazuje. Ma ok 500 metrów, w środku litera ok 100 metrów. Graficzne zaprezentowanie takiego znaku było możliwe poprzez sadzenie w ten sposób drzewek.


(50°14'46.78"N 19°24'59.89"E)


--------------~~//~~--------------


Jeśli jechałbym na 2 dni, zastanawiam się czy brać namiot. Kusi mnie by spróbować nocowania na dziko, bo do tej pory bywałem tylko na polach namiotowych. Rozkładanie się ''byle gdzie'' ma ponoć też swój urok - naczytałem się trochę o gościach, którzy wędrują tylko w ten sposób ;) Jak choćby na paragonie:

http://paragonzpodrozy.pl/2725/spanie-na-dziko