sobota, 16 kwietnia 2016

Pszczyna / Jezioro Goczałkowickie - rowerem

          Jakiś czas temu wybrałem się do Pszczyny. Byłem już tam kilkakrotnie na rowerze, ale pierwszy raz jechałem z Tychów. Trasa jest bardzo ciekawa i przede wszystkim nie jest monotonna. Większość to przejazd przez lasy, leśnymi ścieżkami. Szuter, błoto, trochę piasku czyli coś co lubię! Zawsze to ciekawsza jazda niż asfaltem, pośród pędzących samochodów. Co ciekawe lasy między Tychami a Pszczyną prezentują się całkiem ładnie. Tak, las może być ładny lub ładniejszy ;)

Swoją drogą aby sprawdzić pod jakie nadleśnictwo należy znalazłem stronkę z mapami lasów w Polsce. Można odszukać na niej do jakiego właśnie nadleśnictwa należy dany las państwowy.




Pszczyna



To ostatnio - a dziś - znów byłem rowerkiem w Pszczynie, ale przejazdem. Dojechałem kawałek dalej, do Jeziora Goczałkowickiego. Największy zbiornik wodny w okolicy, a patrząc na mapę to chyba największy w tej części Polski. Zbiornik retencyjny, zaopatrujący Śląsk w wodę. Zdziwiłem się, że nie pływają po nim żadne łódki, żaglówki czy inne rowerki, ale jak doczytałem później, jest on zamknięty dla wszelkich sportów wodnych. No chyba poza wędkowaniem. O ile to sport...?

Jechało się spoko, 30 km poszło i miałem w planach by objechać jeziorko dookoła. Posiedziałem chwilę nad brzegiem, delektując się widokiem Beskidów nad wodą, na horyzoncie. Chmury jednak robiły się coraz ciemniejsze. Szybkie sprawdzenie pogody na google - jest ładnie. Patrzę w górę - nie jest ładnie. Pierwsze krople zaczęły polatywać z nieba. Na drugiej stronie jeziora dało się zauważyć ścianę deszczu - swoją drogą fajne zjawisko, czyli widać że pada ale jeszcze nie tu :)
Zaczyna grzmieć i błyskać, czyli już wiadomo, że trzeba zmywać się do domu, by to pogoda nie zmyła mnie. Temperatura od razu spadła o kilka stopni. Po drodze 5 minut pokropiło i tyle, udało się wrócić suchym. Cieszy mnie to bo nie lubię jeździć w deszczu. W plecak wrzuciłem bluzę, ale nic przeciwdeszczowego nie zabrałem.

Forma odrobinę się poprawia. 60 km poszło, a do domu nie wróciłem wykończony, czyli jest dobrze! Poza dniami gdzie dzień spędzam na rowerku staram się ćwiczyć nogi. Proste ćwiczenia w domu, czyli przysiady. Może to coś daje. Muszę wzmacniać nogi bo jeszcze niedawno po przejechaniu paru kilosów do pracy bolały mnie mięśnie. No i już kilka razy w tym roku zaliczyłem bieganie. Póki co marszobiegi, czyli trochę marsz trochę bieg. Sam ciągły bieg na początek, dla kogoś kto w ogóle nie biegał jednak jest za ciężki, Przekonałem się o tym po pierwszej próbie, jakoś w styczniu. 

Jak będzie cieplej chciałbym przejechać gdzieś dalej, ale to jeszcze się okaże kiedy, gdzie... 



Efekt półgodzinnego siedzenia nad jeziorkiem - taki mały timelaps:




No i parę fotek:








5 komentarzy:

  1. A potem na skrzydło i można popływać :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajna trasa, jako że jestem ze Śląska, to sama robiłam podobne :) a w Pszczynie bardzo lubię spędzać weekendy.

    OdpowiedzUsuń
  3. Super. Sam się pewnie wybiorę na taka małą wyprawę.

    OdpowiedzUsuń
  4. Wow! Piękne widoki :) muszę kiedyś się wybrać sam w takie miejsce...

    OdpowiedzUsuń
  5. na wycieczkę rowerową z takim widokiem na mecie i ja bym się wybrała... świetna kondycja i uspokajające widoki cudownie. trochę pogoda ponura ale warto ;-)

    --------------------------------------------------------------------------------------

    http://bit.ly/2d7SiS6

    OdpowiedzUsuń