środa, 10 czerwca 2015

3 dniowy trip na Słowację - rowerowo

          W długi weekend pogoda była wymarzona. Dla tych co lubią się opalać czy popływać ale też dla tych co chcą spędzić wolny czas jak najbardziej aktywnie. Oczywiście 30 i więcej stopni to aż nadto do jazdy na rowerze, ale raczej nie lubię narzekać na zbyt ciepłą pogodę - lepsze to niż za zimno! Tak jak wcześniej zaplanowałem wybrałem się pierwszy raz rowerkiem na Słowację. Jechałem sam, ale w żadnym wypadku nie czułem się samotnie - ja, rower i piękne widoki czasem jest to najlepsze połączenie. Wrzucam sporo fotek, bo też sporo ładnych rzeczy po drodze.

Zajęło mi to 3 dni, łącznie ponad 200 km jazdy. Jechałem z sakwami, nastawiając się na zwiedzanie, nie forsowałem tempa.



Dzień 1 - 65km




W pierwszy wyruszyłem z domu po południu, ok godziny 15:00. Upał, lekki wiatr. Kierowałem się do Suchej Beskidzkiej. Czas samej jazdy to ok 3h, ale do tego robiłem 2 mniejsze i jeden dłuższy przystanek w Wadowicach. Tam odpoczywałem zajadając włoskie lody. Zdecydowanie lepsze w taki upał niż papieskie kremówki ;) Poniżej fotka z rynku.





Tu z kolei zdjęcie zrobione gdzieś w okolicy Mucharza, za Wadowicami:



Dzień 2 - 70 km



W drugi dzień już zaczęła się jazda typowo górska. Podjazdy, zjazdy, piękne widoki. Moim celem było miasteczko położone niedaleko od granicy, Namestovo lub bardziej po polsku Namiestów. Jedyne czego nie przewidziałem to to, że w czwartek było święto Bożego Ciała. Co za tym idzie procesje, masę ludzi na drogach... Tak też było, w kilku wioskach musiałem omijać tłumy ludzi. Na szczęście policja czy straż, która kierowała kierowców drogami objazdowymi przepuszczała mnie i mój rower. No cóż, hasło - '' przeprowadzę jakoś bokiem'' poskutkowało :)






 Jeleśnia:

Wjazd do Korbielowa


W budce na granicy zjadłem kilka serków


 No i granica, oczywiście po Schengen jest całkowicie przejezdna, nie ma kontroli, a z dawnych lat pozostały jedynie budy

Okolice Orawskiej Półgóry:


Zubrohlava



NAMESTOVO
Nocleg w hoteliku. Trochę najeździłem się, żeby znaleźć coś taniego. Ojro majo, to ceny nie małe...
Wchodząc na teren jednego z domów z szyldem ubytovanie (noclegi), myślałem, że będzie coś taniej niż w pensjonatach itp. Otworzyła mi jednak pewna pani, która jakoś momentalnie mi się źle skojarzyła. No właśnie, po pierwsze to nie otworzyła od razu. Przez jakieś pół minuty patrzyła przez szybę w drzwiach, mówiąc mi coś - nie wiem, bo nie znam dobrze słowackiego. Do tego słabo ją słyszałem, a ona mnie. Po otwarciu zobaczyłem dokładniej rozczochraną kobietę, z dziwnym wzrokiem, zapraszającą w końcu do środka. Nie wiem czemu ale wydawała mi się jakby urwana była z filmu Kubricka. Po słowach bym wszedł, odpowiedziałem, że tylko pójdę po rower. Znikłem. Może to i lepiej, jakoś nie mógłbym zasypiać w miejscu, gdzie za ścianą czai się psychopata z nożem. Oczywiście pewnie przesadzam, ale taka wizja przeleciała mi przed oczami :D
Nocowałem w hotelu przy rynku. Trochę zbiłem z ceny, bo warunki były bez szału. Ale wystarczyło mi tylko to by móc się wykąpać i podładować telefon.


Po ciężkim dniu jazdy złote a i nawet cytrynowe bażanty:

Rynek, widok na Vysielač Stebnícka Magura (896 m n. p. m.)


Dzień 3 - 70 km
powrót do Suchej











Powrót zaplanowałem inną drogą. Odległość podobna, trochę inne ukształtowanie terenu. Jadąc przez Krowiarki - przełęcz w Zawoi pod Babią widać było ogrom turystów wybierających się na jej szczyt. Wszystkie parkingi zapchane, do tego kilometrowy sznur samochodów na poboczu. Pewnie, długi weekend, pogoda, ale czemu wszyscy na raz!!?? Oczywiście żartuję :)  W takie dni to nieuniknione. A fajnie, że ludzie chcą robić coś innego niż tylko stacjonarny wypoczynek. Babia zawsze spoko!

Sama jazda szła ok. Jednak dawał się we znaki upał, jak zresztą w każdy dzień przejazdu. Do tego z rana już zaczęły boleć mnie nogi. Później je rozruszałem, ale na podjazdach, szczególnie już w Polsce za Zawoją myślałem, że mi odpadną. Dziwne, ale szczególnie lewa nie dawała sobie rady heh... To tylko motywuje do częstszych wyjazdów.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------





Babia Góra od strony południowej:

 chwilowy postój gdzieś w Lipnicy, tuż przed Krowiarkami



No i przede wszystkim muszę jeszcze raz pochwalić butki. SPDki spisują się świetnie. Komfort jazdy i ergonomia na dobrym poziomie. No i jazda z sakwami to też zupełnie co innego niż jazda swobodna. Tam gdzie rozwijamy wysokie prędkości i ma już znaczenie opór powietrza, torby sporo wyhamowują. Do tego moje zaczepione na prowizorycznym bagażniku. Bagażnik nie przystosowany pod sakwy, ale dodałem pewien element by torby dobrze wisiały. Dzięki temu nie wpadną w szprychy. Ale oczywiście przy zjeżdżaniu z krawężnika, czy większych dziurach, kamieniach, zawsze jest jakaś obawa, że się obsuną czy po prostu spadną. 

Dziwi mnie w sumie fakt, że piłem stosunkowo mało wody. Przy ponad 70 km pierwszego dnia podczas jazdy wypiłem zaledwie jakieś 1,5 litra napojów. Wydaje mi się, że to za mało, jak na taki wysiłek, w tak upalny dzień. Ale piłem według potrzeby organizmu. 

Pozdrawiam wszystkich, których spotkałem na trasie, a było trochę cyklistów :)









4 komentarze:

  1. W zeszłym roku myślałam o Namiestovie (nie znalazłam 3 dni - dojazd, tam, powrót). Teraz mi tak przeszedł przez głowę (jedną z 3 opcji był), ale też się nie udało wykombinować 3 dni na wycieczkę...a jakby się udało to może byśmy się spotkali gdzieś w trasie..

    OdpowiedzUsuń
  2. a ile w końcu za ten nocleg zapłaciłeś?

    OdpowiedzUsuń
  3. Widzę super trasa. Jak będę miał tylko więcej wolnego to sie wybiorę tylko w odwrotnym kierunku z południa na północ.

    OdpowiedzUsuń